Johannes Müller, autor wydanej w 1905 roku najlepszej monografii historycznej naszego miasta, jaką są „Dzieje Ostródy”, w jednym z rozdziałów książki daje upust swoim niemieckim fobiom i ostrzega rodaków przed wrażymi knowaniami niecnych Polaków, którzy chcą opanować Ostródę.
Nauczyciel języka niemieckiego oraz greki i łaciny w tutejszym Gimnazjum Cesarza Wilhelma, wziął na siebie ciężar zdemaskowania polskiej kreciej roboty. Jako bystry obserwator podzielił się z czytelnikiem niepokojącymi faktami, które wprawnym okiem dostrzegł:
A to pewne akty kupna i sprzedaży parcel na wsi i w samym mieście, czytanie określonych gazet, rozpowszechnianie polskich tekstów, umyślne pielęgnowanie polskiej mowy, a tym samym polskiego sposobu myślenia, podżeganie mazurskiej ludności wiejskiej, rosnące wpływy polskich banków: te i inne jeszcze dające się zaobserwować zjawiska dowodzą, że Ostróda jest czymś w rodzaju wysuniętej placówki, na której toczą się pierwsze potyczki. To nie przypadek, że w 1903 roku chęć przyjęcia do naszego gimnazjum zgłosiło niemało gimnazjalistów z Prus Zachodnich, najwyraźniej polskiego pochodzenia, przy czym trudno było rozpoznać właściwą przyczynę tych przenosin.
Niczym wytrawny oficer sztabowy, autor zanalizował kierunki, cele i metody polskiego natarcia:
Główny atak na Ostródę przypuszczany jest od południowego zachodu. Charakter polskiego uderzenia odpowiada typowemu i wypróbowanemu sposobowi ataku. Najpierw więc nabywa się na wsi parcele lub grunt, w mieście kupuje się pojedyncze domy, głównie takie, które pozwalają sądzić, że dadzą korzyści w interesach. Ten, który jako nietutejszy nie orientuje się zanadto w stosunkach w mieście i nie zna tutejszych ludzi, z trudem tylko może sobie wytłumaczyć, w jaki sposób chętni do kupna dowiadują się, że ktoś chce pozbyć się swojej nieruchomości oraz że nabytek się opłaca.
Jest to oczywiście jednoznaczna sugestia o istnieniu w Ostródzie prężnie działającej polskiej siatki szpiegostwa przemysłowego.
W polskie ręce przeszły młyny, wyrobisko Bergheim oraz gospoda Morastkrug, oba punkty położone w pobliżu miasta, w samej Ostródzie niemiecki zajazd Deutsches Haus. Tak to Polacy nacierają z coraz większą mocą. W najbliższym czasie nastąpią prawdopodobnie następne akty kupna. W niektórych przypadkach kupujący są skłonni płacić ceny przewyższające wartość obiektu. Zarówno oni sami, jak i ich zakulisowi poplecznicy decydują się na takie interesy po to, żeby wstawić nogę między drzwi. Bo kto już posiadł majątek na wsi albo dom, albo wziął jakiś obiekt w dzierżawę, może kupować dalej, dalej zasiedlać. Umyślne mieszanie polityki i religii jeszcze temu procesowi sprzyja, ponieważ nie każdy Niemiec jasno widzi, że są to dwie różne sprawy.
Następnie autor uderza w tony patriotyczne i sugeruje wyjście z sytuacji:
Niemiec za wszelką cenę powinien stać po stronie swojego narodu. Przy rosnących wpływach i niestety równie częstej, co zbędnej ustępliwości ludzi interesu, mała jeszcze wprawdzie, ale dobrze kierowana partia stara się o zdobycie wpływów w administracji miejskiej. Z tym łączą się najrozmaitsze żądania, których spełnienie oznaczać będzie odzyskanie pozycji języka niemieckiego i niemieckości w ogóle.
Na koniec roztacza czarną wizję przyszłości, o ile bracia Niemcy się nie obudzą:
W kolejnych latach przez taki skup parcel miasto będzie całkowicie otoczone przez polskich właścicieli, którzy w odpowiedni, z ich punktu widzenia szczególnie skuteczny sposób wywierać będą wpływ na mieszkańców, a mianowicie w pierwszej kolejności na ludzi interesu. Ręka w rękę pracują z nimi już osiedleni w mieście Polacy, przy czym niektórzy z nich nie zdradzają się z tym. Stopniowo pojawiają się Polskie domy towarowe, spółdzielnie, związki, polscy adwokaci i lekarze oraz polska gazeta. Tak zwykle dokonuje się objęcie i pozyskiwanie niemieckiego miasta przez Polaków. Takie polskie natarcie na Ostródę jest, jak widzimy, w toku. I przypuszczalnie w najbliższych latach doprowadzi to do ostrych walk. Jeśli Niemcy chcą pozostać panami sytuacji, muszą działać w zjednoczeniu i stale mieć świadomość, że walka będzie się toczyć najpierw w dziedzinie gospodarczej.
Tyle Johannes Müller. Dzisiaj wahadło historii odbiło w drugą stronę i role się odwróciły. Zamieniając Polaków na Niemców, pod słowami Müllera podpisać mogliby się polscy prawicowi publicyści.